Do naszych Czytelników!
Po ostatnim wyjeździe integracyjnym rodzin parafii, przyszło mi na myśl, że może warto to wydarzenie opisać. Może to zachęci też innych do dzielenia się dobrymi wieściami. Wszak dobra wieść, czy dobra nowina to po grecku ewangelia. Ponieważ od bardzo dawna piszę pamiętnik, co nieraz mi się – teraz przy sklerozie częściej – bardzo przydało; postanowiłem udostępnić ostatnie 3 dni pamiętnika. Pamiętnik nie zawsze pisałem systematycznie; akurat teraz miałem nieco dłuższą przerwę w związku z zapaleniem płuc i podjąłem go znów w związku z wyjazdem.
Piątek 12 stycznia 2018 roku
Rozpoczynam na nowo pisanie pamiętnika, jest 12 stycznia 2018 roku. Wstałem o 9:00, ponieważ położyłem się spać dopiero o 2:00 w nocy. Po zwykłej toalecie odmówiłem część modlitwy brewiarzowej, dokończyłem pakowanie i po dziesiątej zszedłem na dół. Zjadłem przedpołudniowe śniadanie razem z księdzem Tomaszem i panią gospodynią po czym ks. Tomasz pomógł się spakować do auta i pojechałem do Jedliny Zdroju. W Jedlinie-Zdroju byłem po 12:00, prawie przed 13:00, gdyż była bardzo ciężka droga. Bardzo dużo aut, po drodze też tankowałem i byłem w aptece zrealizować receptę. Siedziałem w mieszkaniu około dwóch godzin żeby zgrać wiadomości na starym komputerze i tablecie, jako gwarancja bezpieczeństwa, że nic nie umknie. Potem o 15:00, może 15:05 pojechałem na cmentarz. Gdzieś około 15:30 pojechałem do Sokolca. Tutaj byłem przed 16:00; ta część drogi była bardzo lekka, ponieważ było mało aut, a odległość niewielka. Pomogłem w pracy recepcji Grażynie i Markowi Pleśniakom z córką Asią, po czym zaczęli przybywać inni. Właściwie do późnej pory, gdzieś dopiero około 21:30, gdy przyjechali Wagnerowie, recepcja działała. Program został jednak zrealizowany: o 17:30 było pierwsze spotkanie zapoznawcze – ustalenie ramowego programu na jutro, ponieważ to, co planowaliśmy jest niemożliwe do zrealizowania, gdyż nie ma śniegu. O godzinie 18:30 była kolacja. W trakcie kolacji przybywali kolejni uczestnicy; o 19:30 miała się rozpocząć Msza święta, ale kiedy wychodziłem parę minut przedtem, to przyjechały jeszcze dwa auta, to chwilę się tam dłużej w zakrystii ubierałem. Zrobiłem też dłuższy wstęp. Niemniej jednak, zamiast o 20:00 tylko 20:05 skończyłem, ponieważ w kościele w Sokolcu jest bardzo zimno. Po Mszy świętej o 20:20 miał się rozpocząć pogodny wieczór; to oczywiście było nierealne, bo przyjechała kolejna grupa. W każdym razie o 20:30 zaczęliśmy przedstawianie się. Trwało to około 40 minut. Na początku i w trakcie przedstawiania były kolędy. Gitarzystów mamy sporo, ale gitary tylko dwie. Potem Renata i Andrzej Kusiowie Kuszczak, prowadzili pogodny wieczór. Zabawy były świetne, w przerwach znowu trochę śpiewaliśmy, z boku był bufet: ciastka napoje, pani też zrobiła wodę z sokiem, co dla dzieci oczywiście było bardzo ważne. Były mandarynki, jabłka, jutro będą jeszcze banany. Jutro w ogóle będzie bal karnawałowy. Za dziesięć 22:00 chciałem jeszcze w godzinie Apelu Jasnogórskiego odśpiewać z nimi apel, krótki, bardzo krótki rachunek sumienia i rozeszliśmy się spać. Tak jak obiecałem wcześniej, w kącie sali siadłem do spowiadania. Dwóch chłopaków skorzystało. Poszedłem spać o 00:30. Rekord jak na mnie. Boże dziękuje.
Sobota 13 stycznia 2018 roku.
O godzinie 7:50 wstałem, niestety źle spałem w nocy. Miałem trochę trudności z zaśnięciem. Potem kilka razy wstawałem. O 8:30 była modlitwa na rozpoczęcie śniadania. Po śniadaniu bezpośrednio o 9:15 jechaliśmy do Nowej Rudy, zwiedzać kopalnię węgla kamiennego. Miało się rozpocząć o 10:00, ale ponieważ nikogo nie było, weszliśmy trochę wcześniej. Zwiedzanie trwało około półtorej godziny. Po zwiedzaniu pojechaliśmy do rynku. To już czas wolny. My tzn. pasażerowie mego auta (tato z córką i mama z córką) postanowiliśmy zwiedzić kościół p.w. Świętego Mikołaja w Nowej Rudzie, a potem podeszliśmy do tej słynnej kawiarni z różnymi rodzajami kawy i lodów. Przyjechaliśmy na obiad o godzinie 13:30. Po obiedzie o 14:10, część pojechała ze mną (ok. 30 osób) do Wambierzyc, gdzie był koncert starych i nowych kolęd w wykonaniu Akademii Muzycznej z Wrocławia, zakończony piękną iluminacją bazyliki. Po koncercie było wspólne zwiedzanie z przewodnikiem około pół godziny (sam koncert trwał ponad godzinę). Niektóre rodziny wyrażały głośno wdzięczność. Nastrój bazyliki był wspaniały, z dobrą akustyką oraz super wykonanie. Akurat był czas, żeby wrócić do ośrodka na 18:30 na kolację. Druga część rodzin poszła lub raczej pojechała po prostu na śnieg, bowiem spadła temperatura i zaczęło prószyć. Włączono też armatki śniegowe. Wygląda na to, że jutro trochę tam sobie pojeździmy. Naśnieżne są stoki i cały czas spada temperatura (już minus cztery stopnie tutaj). Obie grupy były na kolacji w doskonałych humorach. Po kolacji bezpośrednio ok 19:00 rozliczyliśmy się z uczestnikami z finansów i o 19:30 była Msza święta, krótka bez kazania. O 20:20 zaczął się Bal Karnawałowy. Na początku balu poszedłem rozliczyć się z właścicielami ośrodka, choć tym zajmuje się głównie pani Janina, a pan Jurek to “złota rączka”, aprowizacja itp. itd. czyli podział ról u państwa Kowalskich znakomity. Podziękowałem im za wszystko, wręczyłem drobne upominki, bo rzeczywiście się starali. Wróciłem na bal i stwierdziłem, że trwa przedstawianie uczestników ubranych w różne stroje. Choć, nie zostało to na większości Mszy św. zapowiedziane, to pomysłowość uczestników była znakomita. Było sporo orientalnych postaci, nawet biblijne np. Mojżesz itp. Więc szybko wskoczyłem w dres i kożuszek wełną na zewnątrz. Z ręcznika kombinowane beduińskie nakrycie. I tak jeszcze zdążyłem się przedstawić jako beduiński pasterz (co prawda ponad 100-kilowy, ale jednak) spod Betlejem. Ci, którzy byli na pielgrzymce w Ziemi Świętej wiedzą, że do dziś tacy tam chadzają. O 21:30 zrobiliśmy Apel Jasnogórski i rachunek sumienia. Ponadto błogosławieństwo na noc. Oni zostali, bo się świetnie bawili aż do początku nowego dnia. Ja ze względu na to, że jutro mam jeszcze po południu we Wrocławiu zajęcia, poprosiłem, abym mógł pójść spać. Trochę przeglądnąłem pocztę mailową. Na jedną pilną sprawę musiałem odpowiedzieć. Większą część brewiarza miałem do odmówienia i teraz kończę dzień. Jest 23:00 dosłownie wszystko gotowe. Rewelacja. Tylko się położyć spać. Niech Bóg za dzisiejszy dzień będzie uwielbiony.
Niedziela 14 stycznia 2018r.
Szczęść Boże. Niedziela 14 stycznia 2018 roku. Wstałem o 7:46 (tak był budzik ustawiony), po dobrze przespanej nocy. Potem normalna toaleta i o 8:30 śniadanie poprzedzone wspólną modlitwą. Zakończone też wspólną modlitwą. Po śniadaniu, konieczne w komunikacji, wstępne pożegnania i o 10:00 Msza św. Do tego czasu się pakowałem i większość chyba zrobiła tak samo. O 10:00 Msza święta w kościele w Sokolcu. Trwała około godzinę i 5 minut, bo też proboszcz Ks. Jan Patykowski przemawiał, który przybył na koniec Mszy św. (jak każdy z proboszczów z natury był małomówny, ale już dawno naturę pokonał). Potem już dokończyłem pakowanie, uczestnicy pomogli mi się przenieść do samochodu i niedługo później, gdzieś ok. 11:20 pojechałem na groby rodziców. Większość się pakowała lub przygotowywała narty i sanki. O 12:30 zapowiedziany był obiad. Ja w tym czasie zdążyłem już dotrzeć do Głuszycy zapaliłem świece na cmentarzu rodziców i babci, gdzie zawsze się modlę za pozostałych wujków i ciotki leżące tutaj i pobliskich cmentarzach; za całe rodzeństwo mojej mamy i taty. Potem dosłownie skorzystałem po drodze tylko z toalety, pozdrowiłem Mirkę Żytowiecką i bliskich i w drogę. W porównaniu do piątku ta sama droga byłą wręcz pusta. Około półtorej godziny przed 15:00 byłem już na Borowskiej we Wrocławiu, gdzie będzie diecezjalny opłatek Ruchu Światło-Życie. Poszedłem na chwilę na plebanię, bo była końcówka Mszy Świętej dla rodzin z dziećmi. Chwilę porozmawiałem z księdzem Bolesławem Lasockim z sądu, który tam pomagał. Najdłużej z księdzem Stefanem Bekalarzem, który jest tam wikariuszem. Wspominaliśmy po prostu jego praktykę w Górze Śląskiej. Prosił, aby pozdrowić ks. Tomka i panią Alę. Kiedy przyszedł ksiądz prałat Kazimierz Sroka to ksiądz Stefan poszedł przygotować Mszę św. Za chwilę doszedł Ks. Grzegorz Michalski, moderator diecezjalny; więc przeszliśmy do zakrystii. Tu doszedł Ks. Radek Rotman i o 15:00 rozpoczęła się Msza św.; liturgicznie doskonała. Przewodniczył ksiądz Grzegorz Michalski; witał i żegnał ks. prałat. Wszystkie śpiewy po łacinie; wszystkie czytania śpiewane na wspaniałe melodie. Ks. Radosław zaśpiewał Ewangelię. Ja miałem homilię, a ksiądz Stefan Bekalarz, który jest opiekunem oazy zarządzał całością. Po Mszy świętej były przepiękne jasełka, w konwencji starego kina niemego, a więc aktorzy (dorośli, młodzi i dzieci) właściwie nic nie mówili, natomiast obok na ekranie z taką grafiką sprzed wieków, kiedy było już kino nieme, bez głosu, był komentarz czyli dialogi pisane i gdzieś tam w ukryciu Łukasz Kozyra (jego krąg prowadził jasełka) przez mikrofon czytał ten komentarz i muzyka rzeczywiście tak jak z czasów kina niemego. Po jasełkach życzenia składał Ks. Grzegorz Michalski moderator diecezjalny, obok była para diecezjalna i ja, rozpoczęło się dzielenie opłatkiem, jakiś tam poczęstunek (ciasta, słodycze, owoce, coś do picia). Niestety nie skorzystałem, chociaż byłem strasznie głodny, bo nie jadłem obiadu. Ale to z prostej przyczyny – ludzi było bardzo dużo, tak wielu podchodziło z życzeniami i ja też tylu ludziom przy okazji chciałem podziękować za serce i pomoc, że nawet po drodze do kurtki, faktycznie ktoś jeszcze podchodził lub ja kogoś wypatrzyłem, że w końcu wyszedłem tak późno, że już nie mogłem zdążyć na Mszę o 18:00. Ksiądz Tomasz, zgodnie z umową, na taki wypadek, rozpoczął już Mszę świętą, a z 20 minut wcześniej przyszedł z kolędy. Specjalnie trochę siedziałem dłużej przy stole, aby sie z nim zobaczyć. Była pani Ewa Jabłońska, nasza sekretarka parafialna, zdając relację z bieżących spraw parafialnych. Ostatecznie też omówiliśmy wygląd tablicy na klepsydry na cmentarz i parę innych drobnych spraw. Przyszedł Ks. Tomasz. Przyznam się, że byłem bardzo zmęczony, więc po powitaniu i szybkiej wymianie informacji pożegnałem się i poszedłem spać. Bogu niech będzie chwała za wszystko dobro które się stało.
Szczęść Boże Drogim Czytelnikom!
Ks. Jerzy Żytowiecki